Forum www.miastonocy.fora.pl Strona Główna
FAQ Profil Szukaj Użytkownicy
Grupy

Prywatne Wiadomości

Rejestracja Zaloguj
Galerie
Sławomir Różyc. Excalibur. Pieśń i ballada.
Zobacz poprzedni temat | Zobacz następny temat >

Napisz nowy temat Odpowiedz do tematu
www.miastonocy.fora.pl > Sławomir Różyc. Facebook i inne portale społecznościowe

Autor Wiadomość
sławek




Dołączył: 24 Gru 2009
Posty: 293
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa

Sławomir Różyc. Excalibur. Pieśń i ballada.    




Sławomir Różyc. EXCALIBUR. I. Bramy Grochowa



Kocham twoje śnienia w mroku czuje skrzydła
że ciepłe pamiętam że chrzęszczą, że duże
tyle materii zbierasz w smukłych piętach
by plaskaniem bosych stóp pamięć oddzielić


co czerwcem przebiega przy kuchennej ścianie
przed czym się kulicie o miękkości moje ?
na ścianie łuskane w smugach reflektorów
łowiona w światła aut dostawczych, Muzo !


z ławeczki w parku w trawach Skaryszewa
włosy ci rozwiewa tęskność za zakolem
jeszcze cię nie widać a już w żwirze chrzęścisz
przycięta wiatrem w zakosach sukienki


w niebo – świecą lśniącą - tu cię barwię w lipce
wietrzykiem przegarniam z brzękiem drobnych monet
jakie wam w torebkach ledwie do pierwszego
łatwiej to nam wyznać między przystankami


słońce kłaść na łydkach w jasnej skórze mienić
w twoich apetytach na lok kasztanowy
w ożywieniach olszyn w potrącaniach listków
zdaje się, że dźwięczą, palcem nie uchybię


w brązach oczom sarnim, ustom, skórkom wiśni
zanim do mnie wyjdziesz, ufam, że wystarczy
ten nieład dzisiejszy dopiąć na guziczki
na piersiach gęstych, że cię słyszę, Kroplo


w kranach do mnie wzbierasz już dopełniasz sutki
twardniejesz w antenkach w chórach na suficie
auta nam światłami przepowiednie kręcą
smugi długie szybkie składają w nożyce



i są tam gazety gnane po Wiatracznej
sny o twarzach szarych z rubryki codziennej
są tam dzwonki reklam przekłamań wyrazy
bo kiedy ci dłonie na policzku kładłem


w ciszy w lemoniadzie po tęczach czerwcowych
niosłaś mi usta poprzez włosów skrzydła
prawie krwawiące po pulsach neonów
i było tak dobrze że oderwać wargi


nie chciało się wcale a drżeć w tym lenistwie
kiedy w mgle od ziemi rozstawione biodra
ocierałaś w dłonie parująca jabłkiem
jęcząc cienko w dramie w swych greckich


pośladkach
dalej przelatujesz przed otwartym oknem
bo tam się dzielą srebrne kształty w lustrze
krucha to pociągła wzdłuż czernionej rzęsy


w śnie wyglądająca gdzieś ku czasom lepszym
ściskająca w śnieniach mocno róg poduszki
i śnią dachy Pragi że w rabatach barwnych
dosypiają kruszyn jutrzejsze gołębie



oczy zamknięte wśród lodowych gmachów
do mnie wciąż żeglujesz swym różem wilgotnym
szepcz mi sen powoli przez otwarte okno
że z nieba skapniesz



że przebijesz szkliwo
z kranu, tak niechcący, w lustro Wielkim Wozem
słona, maleńka, przez usta poety

kroplo
z Mlecznej drogi
w poszewkach z księżyca



Lubie to : 37. Komentarze : 42.



Idea


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez sławek dnia Pią 20:21, 31 Sty 2014, w całości zmieniany 3 razy
Post Czw 22:57, 09 Sie 2012
 Zobacz profil autora
sławek




Dołączył: 24 Gru 2009
Posty: 293
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa

Sławomir Różyc. Excalibur. Pieśń i ballada.    






Sławomir Różyc - Excalibur



II. Oświadczyny doradcy z praskiego OPEN FINANSU.





skradam się po płatkach o czerwieni winnej
róży niewątpliwie, miła, z tej przyczyny
że czas z rzeczy składam w szelestach leszczyny
każdy dzień się zdaje na gałązce innej



co innego znaczyć w swych twardych skorupkach
bo świat pojedynczo tak słowem doznany
w windzie z ust mych zdjęty twoimi ustami
dłonie mi składając na ciepłych wydmuszkach



pamiętał rozwiesić na mych oczach stanik
dziś z różą biegamy szeleszcząc w papierze
przez drzwi wyglądamy ze statku pijanych
w windzie stojąc spojrzysz i w oczach zgłodniejesz



że na międzypiętrzu zgłębiasz się w tych sprawach
różę rzucisz przez ramie, pociągniesz za krawat







>




Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez sławek dnia Pią 20:25, 31 Sty 2014, w całości zmieniany 3 razy
Post Sob 15:59, 11 Sie 2012
 Zobacz profil autora
sławek




Dołączył: 24 Gru 2009
Posty: 293
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa

Sławomir Różyc. Excalibur. Pieśń i ballada.    






Sławomir Różyc. Satori

z konturów ciemnej wiosennej Wiatracznej
pośród straganów długich pustych płaszczyzn
zjawili się nagle i było ich czterech
deszcz o tym pisał kroplami po płaszczach

o czym tam jeszcze strużkami z kaptura
deszcz z drobnych kropel plątał warkoczyki
i co dziewczynie zdradziły latarnie
kiedy ją mijało samurajów czterech

akurat tutaj kiedy noc powraca
do swoich mokrych zimowych nawyków
kiedy marcowy na wiatr kołnierz stawiasz
wiosna nadchodzi w jedwabnych kimonach

sushi Wiośnie trzeba wchodzi do Satori
na stoliku składa swe deszczowe miecze
gdzie samurajom jak góra właściciel
poda w miseczkach ciepło ostrą sake

potem w skupieniu odłożą pałeczki
nie pytaj czemu wiosna na Wiatracznej
niteczką czerni skreśli wprawną ręką
pośród kwiecia wiśni szeleszczący motyl







Lubie to 30. Komentarze 40.











>


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez sławek dnia Pon 5:17, 03 Lut 2014, w całości zmieniany 2 razy
Post Sob 14:46, 18 Sie 2012
 Zobacz profil autora
sławek




Dołączył: 24 Gru 2009
Posty: 293
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa

Sławomir Różyc. Excalibur. Pieśń i ballada.    




Sławomir Różyc. Excalibur.
III. Złota kaczka. Balet na Męcińskiej


W czarnym kostiumie wokół bramy chodzi
Mim od pobielania świtem ciemnych rzędów
po zarysach płaszczyzn wiatr potrząsa, więdnie
linorytem pęknięć po płachtach foliowych


Przez puste stragany w kioskach dla orkiestry
w sinych skrzekach - styków - raczkujące światło
intermezzo łowi w skrzypcach nuty pragnąc
która piskiem sprzęgła - więziona - w sekwestrach


Ona, w skurczach opon, przed dekoracjami
Głucha - na znak Mima - o brzeg krawężnika
Gdy latarnie gasnąc w żurawie kościane
Staje - drobne kroczki – prosto z bagażnika


w strumień ręce białe, rozsypią, biegusiem
o stragan stukając, miękko, łokcie gruszek


Dalej, wolniej nieco, bo szarzejąc w deszczu
tancerki rozchwiane po tych lustrach brzaskiem
jak przez drzazgi z kałuż, obok siebie, ciaśniej
niemal po omacku aż koryto trzeszczy


W gorset podłużny sznurując ziemniaki
Raźniej, bo wokoło przybywa tancerzy
a każdy ze skrzynki swej Pekińskiej mierzy
kołnierz, Jej przystroić z sałaty, skrzydlaty


W takt, w powodzi susów, na podłużnej scenie
Melon za melonem zstąpi w korowodzie
Aż rozświetli - Teatr - o bańki sklepieniach
Ten, jak butla z listem, wyrzucona w morze


Gdzie się z ceną cichcem zawija po ladach
A składać się z wiatrem ! - nie pieklić sąsiada


Czas u Męczenników razem z Matką dzwoni
Czujne z aut niemieckich gazują na pasach
Z niedalekich zwrotnic w stalowych lampasach
Tramwaj, się kołysze, z płynnością waltorni


Przestrzeń na zakrętach łyka z niskim jękiem
Nie czeka południa - Czasu - kozik lotny
Czy obierzyn złotych z słodkich jabłek będzie ?
Albo nas pokropi - pędząc - szczypior z wody


Już pierwsze zapałką składane historie
Powlekanie powiek o mgiełkę tytoniu
W słoneczniki stroją - Pannę - Primadonnę
byś w jej dekolt zerkał jak ogórkom w słoju


Jeszcze z sznurów czosnku rozbujać baletki
papryczkami usta – prasko - w rubin cierpki





oglądam ten balet codzienny często w szarówce świtu. Mocne, uparte twarze. Skupione. Gdzieś
około drugiej pojawia się uśmiech. Twardy,nieco zawstydzony, odsłaniający często brzeg
wyszczerbionych zębów.

Tutaj najlepiej się sprawdza mit z reklam o cudotwórstwie pasty do zębów. Ranigastów. I Apapów
na zatoki. Bo nie ma czasu, a czasem środków na wizyty u stomatologia. Nie ma wykwintnych
ludzi po pięćdziesiątce w gustownych fartuchach czy błyszczących kaskach z jednoosobowych firm
wspieranych z unijnych funduszy. Tu bije teraz polskie serce. Jak zawsze. Tu musi się udać. Gdzie
marzenia sięgają jutra. Bez deklaracji

bo to balet przetrwania. Czas próby. Nasza narodowa specjalność. Nasz patriotyzm od wieków.
Obowiązek wobec przeszłych i przyszłych.Przetrwać poza szumnymi słowami

uśmiechają się o drugiej. Udało się. Jeszcze raz. I jeszcze jeden, kiedy napłynie dźwięk dzwonów z
pobliskiego Kościoła Matki Bożej Królowej Polskich Męczenników

tutaj niedawno dostałem najbliższą sercu nagrodę poetycką za ten wiersz. Najlepszego ogórka ze
słoja na świecie, sądząc z przejęcia przekupek, które mi go wyławiały. Tutaj poezja przetrwa \
choćby na plackach ziemniaczanych. Bo poezja powinna mieszkać z bezimiennymi ludźmi.
Nie mnożyć się tysiącem ideologii, awangard, programami o jej nowym początku czy końcu.
Powinna mówić o miłości przed drugą po południu.

A jest to rzeczą o wiele trudniejsza, niż najtrudniejsza poezja, tak w niepewności między jogurtem,
a kęsem bułki, poprowadzić tę dłoń o połamanych paznokciach, aby dotknęła błękitu nieba

bo każdy z nas Tutaj o tym marzy. Aby się udało. Jeszcze raz. Bo nie możemy być ostatni.
Najgorsi. Walczyć to rzecz polska. Walczyć to uczucie bezwiedne. Jak dłoń dotykająca piersi na
pierwsze takty Mazurka








Lubie To : 38. Komentarze 56.









Very Happy


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez sławek dnia Pon 5:19, 03 Lut 2014, w całości zmieniany 1 raz
Post Pią 15:18, 24 Sie 2012
 Zobacz profil autora
sławek




Dołączył: 24 Gru 2009
Posty: 293
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa

Sławomir Różyc. Excalibur. Pieśń i ballada.    





Sławomir Różyc. Excalibur

IV. Ptaszarnie w praskim ZOO. Spacery z dentystką.




gdybyś nagie jabłka chciała nieść w krokusach
przez łodyżki trzeszcząc z wolna rozchylane
jeszcze skryć cię pragną płatki w pąs strącane
w skrzydełka się zwijasz w długich pliszek szusach


będziesz z miękkiej chmary w tej brzozy jaśnieniach
piórkiem z westchnień będziesz, co się w furkot splata
a w każdym z nich kruchość o kostce kurczaka
pod słońce je widać - szklane - bez Roentgena


rozpuść pod fartuszkiem w kątach poczekalni
między piersi ciepłe brzozy kształtem białym
nieme liszki w jabłkach w krzyczeniach żurawi
niechby się choć łebkiem o krzyżyk trącały


jakie wiosną skrycie przy miodowych oczach
rosą na twej skórce - wyszeptałem - w włosach










Lubie To : 42. Komentarze : 43.









Very Happy


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez sławek dnia Pon 5:21, 03 Lut 2014, w całości zmieniany 4 razy
Post Nie 14:45, 26 Sie 2012
 Zobacz profil autora
sławek




Dołączył: 24 Gru 2009
Posty: 293
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa

Sławomir Różyc. Excalibur. Pieśń i ballada.    





Sławomir Różyc. Excalibur. V. Pieśń wieczornym Patykiem pisana


„ Hanko, o tobie marzę wśród bezsennych nocy ... „
z warszawskiej pieśni apaszowskiej



Czernie się po rynnach obłapiały w cieniach
gdyś świadoma bieli w swym wysokim oknie
dłonie wyciągała w weluru szarzeniach
w dusznym przedwieczerzu łowiąc deszczu krople

one maleńkie one powlekane tocząc się i tocząc
ciekło to, powolnie, w iskrzeniach za łokcie
Gdzie one ściekają ? W zacień dwóm, ochoczo
Rwą piersi - przez kreton - jak beczące owce

Kiedyśmy na Brzeskiej jeszcze w ostrych bramach
patrzyli z ukosa - czy wiesz - z jak daleka
z podwórek studziennych, w kratę przeszywana
pstra, całkiem na bakier, do ciebie przybiega ?

W tej tęsknocie – Hanko - nasz czas się zatrzymał
Tam piaskarze czerpią pozłocień wiślany
Szept się w oczach jarzy, zmarszczka się nie ima
A patrząc – gołębie - spojrzeniem strącamy

Serca w nas ubywa jak sznurków z koszykiem
zwieszanych z poddaszy na chleb i głowiznę
A kiedyś z przekory się skręcało z sznytem
szczyptę tytoniu w Prawdę, albo w Biblię

Dało by się jeszcze Czas spojrzeniem gonić
choć domy maleją, cień ich w nas nie gaśnie
jakby serce schować gdzieś w akordeonie
Obok ciebie – Hanko - twoje biodra, ciasne

Długo kluczem, księżyc, w Różyckiego bramie
od przyległych rogów - gwizd - świdruje cienko
W rozpijanej butli, nim w niej serce zamkniesz
Jeszcze srebrem - mruga - najtkliwsze światełko










Lubie to : 47 Komentarze : 52.











Smile


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez sławek dnia Pon 5:23, 03 Lut 2014, w całości zmieniany 1 raz
Post Śro 8:40, 29 Sie 2012
 Zobacz profil autora
sławek




Dołączył: 24 Gru 2009
Posty: 293
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa

Sławomir Różyc. Excalibur. Pieśń i ballada.    




Sławomir Różyc. Excalibur.
VI. Wezwanie anioła nad stację Warszawa Wschodnia


Któryś,
o język masz dbać osadzony
ciasno był słojach niby klin w polanie
dzielił nas od innych w głoskach, błyskotkami
i dalej wiosną oddalał w sylabach
palcem nas wodzisz przez szyby akwarium

Dymie wśród błękitu gdy ludzie błękitu
dotknąć pragnęli śmiechem, paznokciami
wełnę obedrzeć w tych trzodach wysokich
mleczne obłoki wycisnąć na twaróg

Tyś winorośl złamał
mamy przyjąć miętę z twojego oddechu
habit w jakimś Wieżę spowił i rozproszył
pieść, która nam mowę na łubki słodkawe
z jednej głowy cukru

po garstce daktyli


Która mi,
wśród innych nie wstydzisz się brzmienia
nie brzdąkasz po strunach pałeczką lękliwie
po lśniący parowóz gdzieś z dzieciństwa sięgasz
dźwigasz z powszednimi walizki z tektury

Jakim ze skupieniem liczę ciemne morza
nie proch wyrazów na półkach oprawny
raczej cicho szepcząc z Markiem Aureliuszem
nie wszystko co w zgodzie prowadzi do zgody
i własne proporce objadły skalary

Tam mi z Wcześniejszymi strug mowy w jantarze
gdzie świerszcz się wyciąga w porostach kwietniowych
dokąd by szybował - Daj ! - przefrunąć tory ...
Daj światło odbite, którym przed wystawą, szaro
nam Urielu

zanim zamilkniemy


A jeśli słowa zdolne zauroczyć
jasne wyglądaniem od dzieciństwa oczy
lotnym im naręczem nad czereśnie składa
niby połączone w salut skrzydła szabel

wiosna, a pustka, czyni z kołysania
kiedy nadlatują
i jak deszcz po liściach wokół jeżą trzepot
poruszenie w parkach kłosów wyciąganie
szepty ryjówek pośród szyjek trawy

przez chwilę, ciemno, gdy nadciąga każdy
nisko w szaleństwie nad głową z świergotem
to ławica szpaków, zechcesz w stwora wierzyć
piórami spod liści, raz po raz, rękawem

ten mnich potrząsa z wąskich torsów ptasich
a że brązowy w gamie zapalanych
latarni ulicznych w tej habitu plamie
skrzydłami ogarnia, i latarnie w górę
jakby z rękawa mrugając latarnią

tak nas kształtem zwodzi

tak się mowa miesza
odkąd się z czereśni podrywają szpaki
O skrzydła łączone w kapucyńskich śpiewach
O skrzydła w obręcz jak kołowce rzeczne
łopatami w górę aż kurzy się z mleczy

Co powiesz bajarzu gdy pomiot skrzydlaty
nad łąkę schodzi w szum rybackiej sieci
mają koniec światy mają swój języki
może w innej mowie sypną się w rumianek
z rozpędu lądując w kilku kroczkach drobnych

Jutro to będzie. W zapomnianej wiosce
Obojętność ropuch skrzeczy to w tatarak
W zapominanej wiosce na skraju moczarów
Gdzie jak stary Mazur nad szkieletem łodzi
będziesz ich witał w dialekcie z chrząszczami

Lechicki poeto, co zabawia żaby
Unieś dumnie czoło, staniemy przy Tobie
Niech język ojców wzleci porzucony
Choć będą Cię słuchać skrzydlate nicponie
Śpiewaj, boś ostatni wśród miast, Kartaginy








najpierw była wieża Babel, kiedy Bóg z jednego, pomieszał wiele języków.
Określił żywotność człowieka w jego rozmaitości, nie w pysze, która z
czasem zakreśla coraz mniejsze grono wybrańców

języki są jak rzeki w swojej magii, na ich dnie kamyki. Możemy każdy brać
wilgotny w palce i zamykając oczy poznawać ich kształt. Gładź czy
chropowatość. Niektóre są cieplejsze. Inne jakby wibrują życiem w środku.
Możemy zgadywać kolor i po obrzeżach poznać granice gdzie już
kamykami być przestają. Gdzie się kończą. Choć wokół trwa ich magia. Ich
poezja

poeci to kamyki w wielkiej rzece mowy. Śpiewacy szczególni i potrafiący
jedynie żyć w języku. Niektórzy z poetów sami staja się językiem

i to jedna z możliwych interpretacji tego niełatwego wiersza. Niełatwego w
lekturze dla moich czeskich przyjaciół, którzy sięgają na dno wielkiej rzeki
aby poznać w jakim kształcie jest ten mały kamyk







Lubie to : 36 Komentarze : 48











Cool


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez sławek dnia Śro 17:34, 05 Lut 2014, w całości zmieniany 4 razy
Post Śro 20:55, 05 Wrz 2012
 Zobacz profil autora
sławek




Dołączył: 24 Gru 2009
Posty: 293
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa

Sławomir Różyc. Excalibur. Pieśń i ballada.    






Sławomir Różyc. Excalibur. VII. Pojęcia elementarne


Powiedz, mniej uśmiechu miałam tego lata
korytarzy więcej w przychodniach lekarskich
Liny, Synu liny, z przysłów aptekarskich
ciągnę to za sobą gdzieś tam na dach świata

Wyżej, schodów więcej, ostrych pod oczyma
w śnie się pojawiają, w śnie, co był schroniskiem
gdzie w podkolanówkach machając tornistrem
z snów nas młody lekarz z receptą odsyła

Na którą mi w garści musi przez zaradność
starczyć na krzyżówki żeby pamięć ćwiczyć
kiedy z łat zszywają czyjąś Solidarność
czasem nas potrzeba milczącej ulicy

prostych gadatliwych pod wspólnym obrazkiem
gdzie z Polen komentarz rozsypany maczkiem

na ten wiek miniony na budowle z piasku
babki z ludzi stawiane w bólu i grymasie
może nie szminkować lepić po omacku
ten wiek Dwudziesty w plakatów połacie

Chciałam ci powiedzieć - Wciąż z obiadem czekam
miałeś trochę racji patrząc w klawiaturę
znak Ra wypiera już słowa niektóre
z kilku barwnych kresek w ikonkę człowieka

Słońce Miłość Ptaki pod jednym kliknięciem
Egipskie ciemności – skąd my – i dlaczego ?
Nie umiem tak mówić do poczty głosowej
Kredyt ci spłaciłam - a mój kostium w szafie

na trzeciej półce i pamiętaj – Krawat
Przyjdź choć raz jak człowiek bo mama cię kocha

Ziarnem cię wysłowię matko bez imienia
grudkami odmierzę z tej skiby nad dołem
mierząc po wykroju tam są drzwi pod spodem
jakie wstydliwie nam starość otwiera

Przez ziemię zmarzniętą przez dni coraz krótsze
Czy ja zamykam czy otwieram księgę ?
Kiedyś palce kładłaś im pod ciepłą główkę
a oni od zawsze wyciągali ręce

Skrzydłem to będzie piach posiany z dłoni
rozwiewa nas w wojnach w wnukach w ich weselach
ty nas w dłoniach niesiesz nim siwizną skroni
lecąc się zmieniamy w szelest bez znaczenia

Wrócisz ? I pod brodę kołdrę zaciągniemy
Bajkę nam opowiedz. Piach to chryzantemy











Lubie to. 50. Komentarze. 69.











Cool


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez sławek dnia Śro 17:36, 05 Lut 2014, w całości zmieniany 1 raz
Post Pon 18:56, 10 Wrz 2012
 Zobacz profil autora
sławek




Dołączył: 24 Gru 2009
Posty: 293
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa

Sławomir Różyc. Excalibur. Pieśń i ballada.    





Sławomir Różyc. Excalibur. VIII. Drewniane serca


pamięci rtm. Witolda Pileckiego który dobrowolnie
dostał się do obozu Auschwitz Birkenau
aby sporządzić Pierwszy raport o Holokauście






I. Guliwer.


Jest kamień słowo wyszczerbiony księżyc
czarnousty bazalt zawinięty w papier
mówią, że żelazem spętasz grzbiet jaszczurom
ostrzem z łez wykutym nocą w szron księżyca
na pólkach trwające w wiecznych spiskach strony
bo słowo raz spuścisz nie znajdziesz nauki
aby w swej dobroci nie krzywdziła innych
gdy skamleniem ofiar bies znów gawiedź syci


A gdyby słowo tak księżycem przeciąć
tym z zaklęć dziecięcych bo na jednej nodze
w sporze wykrzyczanym Pan Bóg jest najstarszy
co zwieszało oczy i łączyło dłonie


Może głodu dotknąć w wstędze zórz wrześniowych
ciąć wzdłuż włókien pora po soczyste nacie
aromat marchwi syczy w wrzącej wodzie
tam gdzie trwa marzenie zupy jarzynowej
gdzie się z wagonów przez Teatrzyk goni


Gdzie od rana Straussem skocznie się zanosi
Ciągnienie smyczków jak cylindry długie
nad barakami z szapoklaków włosy
tak sobie skwierczą kłębami pod niebo


Gdzie oddech ma numer gdzie dobry Gepetto
nie jednej drewnianej, szuka, gdzie miliony
cichych serc drewnianych sypią na spalenie
gdzie tysiąc milczących w podniebnych gondolach
pulsuje w kółeczkach kiedy fajka pyka




* * *


Jeszcze jedna podróż z tobą Guliwerze
to się zdarza często co dzień co godzinę
jeśli oczy przymkniesz palcem gładząc grzbiety
tym słowom coś ufał bies splata ogony

I wykuty księżyc nie przetnie przez papier
bo drewniane dusze grzechoczą o kamień
stało się choć stronic tak strzegły na pólkach
nasze chłopięce ołowiane gwardie

nasze dziewczęce torsy wycinane
błękitne w trójkątach w jaskółki w bociany





* * *

Jak Auschwitz przeżyć mocno w maki wierząc
Co szepczą płatki przez krew przez karmazyn
- Teraz dłoń wyciągnij, najwyżej, jak możesz
Stań na palcach, wytrwaj, to potrafią cienie

Zaznacz ciągnij linię do samego dołu
spokojnie w pole tam skąd sięga drzewo



* * *

Z brzaskiem się przebudzi twój dom śpiący w tobie
słonecznikiem w chmury dom twój ogromniejąc
A po niej poziomą pociągnij trudniejszą
Niech wzejdzie nad ranem niech się w deszczu dośni

Matkę jaką wtedy pierwszy raz obejmiesz
Wilgotna ci czarna gdy ustaną krople
Ciekawa stopy pięt nasiona chwyta
a pszczół brzęczenie jakby krystaliczne

I cmokania kopyt łosia po mokradłach
bo sam nie byłeś bo uparcie wracasz
dotknąć olchami sierść w kwietniowych lśnieniach
jeśliś sów nie straszny któraś cię ocali

jak drzewo wzrastając my w ziemię wrastamy
bardziej strzeliści niż w swojej stójce bocian







Idea


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez sławek dnia Sob 13:55, 08 Lut 2014, w całości zmieniany 2 razy
Post Pon 19:34, 10 Wrz 2012
 Zobacz profil autora
sławek




Dołączył: 24 Gru 2009
Posty: 293
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa

Sławomir Różyc. Excalibur. Pieśń i ballada.    







Sławomir Różyc. Excalibur. VIII. Drewniane serca
II. Gepetto.


Przechodniu, wiedzieć to zawsze źle wróży
Podziwiaj ze mną kromką zagryzając
Dłoń co spokojna z wielkich bohaterów

To dzieje się ciągle dlatego Największy
O ziarnko piasku jedno za daleko
Opowiesz innym obrócisz klepsydrę




* * *

Pacierze ustawiał jak szwadron z kasztanów
A tak pachniały że klaskały dzieci
Oczy miał okrągłe - mówiły kobiety
W powodzi numerów zaginał Czas brzegiem

Bo po tym wszystkim co mamy powiedzieć
naszym maleńkim bogom od żurnali
Jeśli w porę dmuchniesz postrącasz chimery
Że nikt nie dmuchnął przemilczą uczeni

A czy bezsilność nie stanowi dla nas
jedynej tratwy wyspy wśród nicości





* * *

Czemu, nie dobrych a złych się tłumaczy
Czy w Księdze bajek gdzie zamki z kartonu
gdzie ulica wstaje wraz z otwarciem strony
śniegu i dziewczynek starczy z zapałkami

kiedy z słuchowiska czy taśmy filmowej
pośród smug drżących mgławic z projektora
z szeptów znudzonych wykwintnie się splata
w ciepłe pasma puchu aby zaciekawić
obrasta w duszy w skrzydła ćmy sczerniałej

w ciemność wstępujesz i już krzywdy nie ma
tylko pył z skrzydełek na palcach zostaje
drobny i tłusty niby zmaza sadzy
lepiąc z bezradności Dobrych esesmanów





* * *

Dlaczego obłoki miewają smak chałwy
kiedy sen chroni na krótko przed ranem
I kto nas zrywa spóźnionych z pościeli
że jęcząc głośno na ten bunt czekamy

Ramion kobiety rzuconych na szyję
Czy to też z baśni, ten Witold, ta Maria
Już w parze z mleka oddala się anioł
A szeptaliśmy przez sen rozmiar Boga

Po dotyk znając
po kształt kołnierzyka






* * *

Sen odtąd będzie plastyczny jak kamień
jak słowo twardniejąc wciąż rzucane w Żyda
Aż Witka przebudzą krzykiem ptaki małe

Czas dym skrzyżować nad ziemią z błękitem
Czas wejść w łapankę na szafot ulicy

Stajemy się prości tak konkretni z czasem
Wstajemy czyści bardziej na zabicie

Tacy uczciwi jakbyśmy nie spali



wrzesień 2011.







mam małą kieszonkę na sercu. Noszę tam wiosenny listek akcji,
obraz wiejskiej kobiety przecierającej dla mnie jabłko w fartuchu.
Wiele zderzeń do których dojrzewam z wiekiem i dopowiadam,
czemu niosą innym nadzieję


pośród nich jest historia rotmistrza Pileckiego, który z potrzeby
sumienia i niesienia pomocy innym, wydał się dobrowolnie na kaźń.
Jaka to czysta i nieposkromiona siła ducha i nadziei pozwoliły
rotmistrzowi przetrwać piekło


wiedziałem, że kiedy zacznę pisać będą to ostatnie dni z życia
rotmistrza przed wkroczeniem w uliczną łapankę. I o tym, że w takich
chwilach przekonanie nabiera ostatecznego kształtów w doznaniach
cielesnych i zamykającym się wokół koszmaru świecie myśli


znałem jedynie dwie krzyżujące się płaszczyzny, jak rękojeść
Szczerbca, naszego królewskiego miecza. Bo po to żołnierzowi
potrzebna jest jest broń, aby czasem zacisnąć bezsilną dłoń wokół
przepływającej jedynie w marzeniach głowni miecza. Wokół sumienia



bo to nie kończy się nigdy, krwawe sceny ze szpalt gazet od których
odwracamy twarze. Czerwoni Khmerowie. Tutsi i Hutu. Zbiorowe mogiły
owoc siepaczy Kadafiego czy islamski fanatyk rozrywający się w izraelskim
autobusie wraz Żydami i siedzącymi pośród nich Palestyńczykami, których
według niego nie powinno tam być. Którzy nie powinni rozmawiać z Obcymi,
i znać tylko jedną fanatyczna wersję. Jedyną rację i jeden wymiar cierpienia



pisze dla was w melodyce dawnych mistrzów. Jestem starym szermierzem
języka swoich ojców. Opowiedziałem wam dziś o ulanie który potrafił walczyć
o nadzieję nawet bez szabli w dłoni. Nie jest istotne jak to się czyni, ważne
abyście wiedzieli, że wśród nas Polaków zawsze znajdą się tacy, którzy staną
po stronie Nadziei




Nigdy nie tłumaczcie Zła






>


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez sławek dnia Sob 13:54, 08 Lut 2014, w całości zmieniany 1 raz
Post Pon 19:55, 10 Wrz 2012
 Zobacz profil autora
sławek




Dołączył: 24 Gru 2009
Posty: 293
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa

Sławomir Różyc. Excalibur. Pieśń i ballada.    






Sławomir Różyc. Excalibur IX. Opium




Smukłą będzie nasza łódź północna, Wietrze
cieśnin skąd przybędziesz nie powiesz nikomu
w bezruchu czekają przy gitarach wstążki
w naręczach jedwabiu granat przeszywają
sekretne cienie którym igła srebrna
w obcych sylabach nie skaleczy palców

kto odczyta słowa ten nie wróci z plaży
nie siądzie na skrzynkach albatrosy słowić
choć z diamentu miasta widział i wielbłądy
i wspinał się falą w Mięcińską, wołając
donośnie – Bracia ! - długo wzdłuż wieżowca
dziobem łodzi nocnej parł w bramy bazaru

nikt cię nie usłyszy choć po wierzbach dźwięczy
ktoś z kufrów wywleka sznur arabskich monet
snem widać ściełane są stopy służących
że zasłał Ochronie niebo cekinami
i noc nareszcie trafia w dawne miejsca
Struna. Blask ogniska. Wysoki krzyk ptaka
Czy tam u nabrzeży wciąż czekają hurys ?




Pijaczka


niesie się już cicho - O tym - gdzie przybijasz
w łodzi w głodnym skrzydle – Wron – i tam z pochodnią
z okrętów dzwony przelewasz w kapturze
że patrzysz z wysoka – Dumna - Nocy Praska
kołnierz masz jak kalia ściśnięta wachlarzem
szyja pączek główki kiwa się w kimonach
śnieżna od księżyca z Grzebieniem we włosach

że jesteś nietknięta - jako te Kopciuszki – płonąc
że z wysoka - jak Katedra patrzysz - wtedy się grzebieniem
z daleka z daleka jak ptaki skrzydłami otwierają Dzwony

a każdy się wznosi złotkiem z czekolady
w zenicie przystaje promyk łódką miga
w ognikach świeczek drżą kruche sylwetki
to się po Pasterce w krąg rozlewa morze

i twarze wszystkich pomieścisz w witrażach
choćby ktoś i nie chciał, że bogacz, że biedak
gdzieś po lumpich skwerach nad śpiącą pijaczką
co uparcie wargą zawraca dzieciństwo
ciągnie za kokardy wigilijnym szeptem

Sepię, ciemną wodę, co kładł na obrazach
malarz w berecie czy w dworskich rajtuzach
twoje w czerni wargi śledzą wśród znachorów
premierzy o mądrych oczach starych lalek
choć grożą przed lustrem - że ci Dłonie – ścisną
jakbyś dla nich przyszła w rękawiczkach kusych
jakby po ich stołach czkała nocą bieda

a to słowa proste to są palce ciche
to chrapania scherzo z tych koślawych domów
dla nich w aureoli tańczysz w torowiskach
cień wrzecion jelenich rzucając po szybach
i może się zdarzyć w oknie zakochanym
w iskrze nad tramwajem, że im błyśnie
Słowik





Idea


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez sławek dnia Sob 13:57, 08 Lut 2014, w całości zmieniany 1 raz
Post Pon 20:25, 10 Wrz 2012
 Zobacz profil autora
sławek




Dołączył: 24 Gru 2009
Posty: 293
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa

Sławomir Różyc. Excalibur. Pieśń i ballada.    




Sławomir Różyc. Excalibur IX. Opium
II. Nurek




jak u dawnych mistrzów ciemne pióro zatknę
czas mi do was – długo - podpowiedzi w ścianę
stukaliście - bym w drodze - wysłużył kapelusz ?
słuchałem – bo we Mnie – są w milczeniu inni
ich łzy bardziej sieczne choć z papieru ściany
do firanek: Dobranoc – mówię - Braciszkowie
na poranku tu zjadę na gęsi rumianej

a kapelusz mój pod wiatr postawiony kołnierz
aby po dniu – Nocą - być kształtem łaskawszym
już mym ciemnym piórem piszą policjanci
a kreślą starannie po fiszy księżyca
wśród okrągłych brzuszków zaciskają wargi
piszą : Do śmietnika – Dzisiaj – wtargnął nurek
do twarzy mu będzie w rzeczach po umarłym

kożuszek ma teraz o baranku białym
w ustach popękanych spleśniałe pierogi
Bo widzisz Księżycu : Dalej gra w zielone
i on miał matkę bawił się w lekarza

łatwiej już być twardym nosić pistolety
niż wciągać na dłonie trzaskającą gumę
w dotyk niewidomy chwytać pisklę bure
co na murku lepko trwa po Universamem
ten łój w zapachu – Chudą - żółtą trwogę
że choć Gwiazdka blisko zimy nie przetrzyma

wabią zalotnie jak na środku jezdni
kota złowionego w jasne kosy świateł
szepczą delikatnie : Ładny masz kożuszek
Od Brata Alberta nie wychodź na Pragę






Synek.

w górze On to słyszy – Siano – gładząc stópką
stara się udźwignąć choć zajęty źdźbłami
najbardziej się martwi W co nam przyszło wierzyć
w obrazki w tancerki w dzwonki od komórki
co drąży od środka pustą wieżę Babel ?




Wypatrywanie gwiazdy.


Ruszajmy już Nocy - Naszą - łodzią smukłą
niech będzie pojemna jak strużyna chleba
żywa - z Różą w zębach - jak w powietrzu Anioł
skrzydła na dziób szklisty składając powoli
razowo niech pachnie niby Stróż w piekarni
niech na Rondzie rozwiesi pomarańcz lampionów

niechaj nam ulży ździebko skrzypeczkami goni
jeszcze mi po wodzie ciągnąc koniuszkami
piersi - Usta - biodra w ciemnej gęstej wodzie
Bym spotkał was jeszcze – dziś na usta kładąc
Niech was - Jasny prowadzi ! - przez horyzont
Żagiel


5 grudnia 2011.




:



Lubie to. 43. Komentarze. 53.






> Idea


Post został pochwalony 0 razy
Post Sob 14:00, 08 Lut 2014
 Zobacz profil autora
sławek




Dołączył: 24 Gru 2009
Posty: 293
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa

Sławomir Różyc. Excalibur. Pieśń i ballada.    







Sławomir Różyc. Excalibur. X. Krawcy



I czernieją na niebie, a blask ich zimny omusnął,
I po ostrzach, jak gwiazda spaść nie mogąca, przeświéca

Kamil Cyprian Norwid. Bema Pamięci Żałobny - Rapsod





Błękitnieje ziemia z miejsc gdzieśmy milczeli
Nad nią wleką połać z beli niebo szare
Lekko dziś stąpają nad materią krawcy
Czerń nocnych rękawów wieczorem przypięli


Cicho bo z przejęciem tam w podniebnych szwalniach
Tkają sny chłopięce ciepłe krojczy chwyta
Żywe sny jak węgiel błyszczące pod miarę
Wyciąć coś z nazwiskiem przyszyć do kołnierza


Wielkie, to nad nami i w nas Wielkie, małe
Nam się zdaje lśnieniem drobnych szpilek w ustach
A każda z tych planet rybką w planetarium
Kołysze na szpilce przez welon mrugając


O Najpołyskliwszym wśród róż w butonierce
Wie jeszcze kobuz ściska w szponach gałąź
Czyha już widoczny baczny wschodzi księżyc
Już rozchyla płatki odjęty od wargi


Srebrzy nad kobuzem na wiślanych piachach
Za nami chwilę w cień schodzącą Pragę
Ona piersi strosząc dobywa powagi
Nim skrzydła otworzy nim szyję zrudziałą


Żywo kuropatwią pomknie figurkami
Co w niej z nas na rondach ruchliwe nieważne
Spójrz, dachy kamienic zapieczone stare
Praga niby racuch żeglujący w rtęci


Czują tutaj kłamstwo ludzie wyciszeni
Którzy krewnych tamtym bywają zza rzeki
Choć oścień Historii równo ich nawlekał
A Czas sny złudne na księżyc rozwiesza


Czy gdzieś chłopcy jeszcze w bochen słońca lecą ?
W stoczniowych drelichach w terkocie kamery
Śpiew łodzią nadpływa z obu stron bariery
W wiosła tulipanów szkielet bram obleka


Na nowo na ustach pękają chorągwie
Ale w tym łopocie nad radosnym mrowiem


Słowo z martwej czcionki kapało z ekranów
Że się farba z gazet rozwadnia powoli
Kiedyśmy spojrzeniem nieba dotykali
Czuliśmy w objęciach ten błękit aż boli


Nas też wiedli chłopcy z dziurkami na wylot
Przestrzelony guzik przy zdumionej twarzy
Nikt im nie powiedział : Oddychajcie szybciej
Aby życia ugryźć jeszcze coś zamarzyć


Żeby Kocham w dłoniach domykać dotknięciem
Nim się potkniesz z lekkim o piersi pacnięciem


Dalej pierzchło kręgiem jak piórka po wodzie
Czas z nas piórka zebrał ktoś w żywicy spoił
Aż się wróbli świergot pod chmury sokolił
Wyżej coraz wyżej pióropusz w furkocie


Że się czuły chwilę kobuzem w karmniku
Suche węglem piersi w salwach rozrywane
Gdzie drelichom dartym do kobuza w krzyku
Spłynęły z nurtem piórka skargi małe


- Powróć kruchy Ojcze w pelerynce białej
Jeszcze raz przekonaj że miłość jest pracą
Od ciebie gołębie odlecieć nie chciały
Bo nam się Ta ziemia w nienawiść obraca ..


Tylko doskonali w swej precyzji krawcy
Dziurki niczym usta małe zaszywają
Podrywa się kobuz, będzie na co patrzeć
Gdy do ziemi dusi, dalej -



Dalej – dalej - -



17 grudnia 2011.






nosiłem w sercu ten rapsod przez trzydzieści lat. Jeszcze dziś trudno
mówić o polskich chłopcach z grudnia 1981.


ciekawa jest uroda rapsodu, strony z jakich przebywa, przesłanie. Lekkość,
z jaką przenika niby chmara drobnego ptactwa przez fale wielkich ciemnych
skrzydeł w rapsodzie Kamila Cypriana Norwida, popłynąć swym własnym lotem


przenika aby wołać do was, lećcie ku błękitom, dzieci


już czas. Kosiarz traw.


> Idea


Post został pochwalony 0 razy
Post Sob 16:15, 08 Lut 2014
 Zobacz profil autora

Napisz nowy temat Odpowiedz do tematu
Forum Jump:
Skocz do:  

Wszystkie czasy w strefie EET (Europa).
Obecny czas to Nie 2:47, 19 Maj 2024
  Wyświetl posty z ostatnich:      


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB: © 2001, 2002 phpBB Group
Template created by The Fathom
Based on template of Nick Mahon
Regulamin