kup_mi_włoskie_buty
Dołączył: 21 Lis 2011
Posty: 91 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
|
Sławomir Różyc. Kroniki portowe. Liryczny poemat szpitalny |
|
|
Sławomir Różyc. Kroniki portowe.
I. Kryzys wieku średniego. I. Ciało.
W połowie sierpnia opuściłem ciało
ten łokieć Jutlandii skraje cieśnin ciasnych
już przy swoich zamszach w palcach na straganach
rozwlekli wierzchnie brodaci magowie
Czy wytrzymałe czy solidny brezent
czy gdzieś nie puszczają stare overlocki
- Czemu wy pod wieczór kiedy chętnych nie ma
przychodzicie w lombard kiedy lichy geszeft ?
Czy ja powiedziałem, że sentymentalizm
to wasze bieganie w snach pod sztandarami ?
Ja tylko ustalam czy kolana sprawne
w jakiej pryzów klasie pokrowiec zastawny
Potwierdzić czytelnie plecy. Ręce. Oczy
Umysł niestabilny - tak mówimy sobie
Pigmalion pod oknem przy drzwiach Michał Anioł
każdy ma przezwisko na szpitalnej sali
Byty astralne bez karty choroby
Obok Michał grafik wodnymi farbami
akuszer akwarel z ckliwym workiem sinym
bałagan wystawia pośród pozytywek
serce nakręcone nie tak dawno w Mławie
w odcieniach wątroby co nie słucha klucza
Już jemu tam Melchior dociągnie wierzeje
bramy niedomkniętej o gdzieś w chmurach klocek
poruszy sprężyny przy nowej zastawce
i się śmieje Michał - Laski może geja
A mag w adamaszkach z utrefioną brodą
wschodnimi zwyczajem mądrze obcych słucha
przekłada w dłoniach próżność obyczaje
Wczoraj srogo brewi jeźdźcy Tamerlana
dziś od Shacletona na małych konikach
czas przymarzł do szyby w szpitalnej oazie
może skrzydło bramy trafiło na klocek ?
Zna tysiąc dialektów tysiąc bioder hożych
co nam przed zaśnięciem tańczą po powiekach
A oczy przesłania gdy puszcza fastryga
kiedy przywiązują nazwisko do stopy
Nogami do przodu On na wiecznych nogach
pośród kóz karawan szuka po majdanie
kiedy w miękkie wdepnie brzeg płaszcza unosi
co też na straganach znajdzie na wymianę
Jest tutaj przez ścianę wielki bazar Persów
za oknem już późny listopad się śnieży
pod brodę spowici stare larwy w kokon
którym siostra Lusia poduszki strzepuje
Trzy miesiące razem - tak sobie dumamy
Tu gdzie czas drętwieje w wężykach kroplówek
I jest doktór Wilczur zmawia anakondy
wcześniej czy później zatańczą nam w żyłach
... niebawem niebawem w grudniową zawieję
wyruszą Persowie przez noc z tobołami
w śnieżnych pelerynach bo już sen nas morzy
... smukli Maurowie w piaskach na wielbłądach
białe kawki w słońcu z serc katarynkami
wyruszą Magowie w ciżmach i w koronach
w jukach ciche prośby Mam dzieci mam żonę
... wyrusza Magowie ledwie gwiazdka mała
w pelerynach śnieżnych Kogoś obdarować ...
Lubie to 98. Komentarze 53.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez kup_mi_włoskie_buty dnia Sob 1:17, 29 Mar 2014, w całości zmieniany 3 razy
|
Pon 11:56, 29 Paź 2012 |
|
|
|
|
|
kup_mi_włoskie_buty
Dołączył: 21 Lis 2011
Posty: 91 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
|
Sławomir Różyc. Kroniki portowe. Liryczny poemat szpitalny |
|
|
Sławomir Różyc. Kroniki portowe.
Komentarz z dziennika okrętowego. Popiersie Pigmaliona.
Dzień skwarny z sierpniowych zwierał Usta suszem
Wierzby w woniach złocąc już żeglują z Rutą
z łąki płatki niosąc Wietrzyk nie przymuszał
kiedy Kolor zmienią kiedy Liście zrzucą
tam do kostki Bauma do Szachownic barwnych
z Marmuru za bramą z sztuki kamieniarskiej
z Granitu w szorstkości sunie Pan z zaradnych
od kiedy szczęśliwym sponsorem w Lekarstwie
na włoskiej Podeszwie bez szkieł zalecanych
przez co drobne zmarszczki o zmierzchania zaćmie
Świat jego udziałem - kąśliwie mniemamy
spojrzy po Zatoce z powieki łaskawszej
o Fałdki na skórze przypadkiem życzliwe
a że dziś milczący marszczy niecierpliwe
20 czerwca 2012.
Lubie to. 93
Komentarze. 53.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez kup_mi_włoskie_buty dnia Sob 1:19, 29 Mar 2014, w całości zmieniany 4 razy
|
Pon 15:21, 12 Lis 2012 |
|
|
kup_mi_włoskie_buty
Dołączył: 21 Lis 2011
Posty: 91 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
|
Sławomir Różyc. Kroniki portowe. Liryczny poemat szpitalny |
|
|
Sławomir Różyc. Kroniki portowe.
I. Kryzys wieku średniego. II. Kreacje
A było mi znośnie dzisiaj wołam Dureń !
ten pan w kapeluszu słuchany przez wielu
starszego rentiera syk gestykulacje
magiczne - Gdyby - w lustrach szafy białej
o Biel zawadzam jest potrzeba bieli
nieskazitelne skrywa obietnice
przez otchłań piasków suną karawany
Biel co się w łóżku jeszcze – Ja - nazywa
Niezastąpiony w tym odbiciu z muszką
skupiając na niej rzęsy dziennikarek
szpiczaste rzęsy jak sznury z bielizną
na obcasach długich między balkonami
a na sznurach grochy kadr z taśmy filmowej
obficie rzymsko rozwieszone sznury
białe czarne grochy z jaźni Felliniego
wierne pałuby wierne na rentgenie
co się w widmie twardym wciąż światu opiera
Rozprawia w ogrodzie z kieliszków upija
wytrawne absurdy wyczuwa ze smakiem
nieomal antyczne uwzniośla wspomnienia
znajdź to mgliste miejsce na tych mokrych zdjęciach
które nieustanie domaga się bajek
musując z wysoka że nieomal słychać
ważkość kredytów poręczeń i person
lekko zabarwianych skrzypcami z tarasu
w balecie wpływów w libretcie Znieczuleń
tam gdzie pigułki nie drażnią żołądka
Czy dalej czarowne dzisiaj się wydają
pośród kaszanki budzącej ciekawość
i w szmerze sukni lal co jej nie znają
czy jako nowość smakują z Chorwacji
minione żeglugi pana z miesięcznikiem
starszego pana na łóżku pod oknem
bujne dziennikarki ze zdjęcia machają
w obcasach wysokich bo z wydań lokalnych
Dekoltami wabią marszandów w apaszkach
skrobią nas za drzwiami łaskoczą za uchem
cisną spojrzeniami obok targu Persów
tam gdzie kropla z kranu drąży umywalkę
na cały szpital jeden hydraulik
Wszystko to skrzypce wszystko wyobraźnia
tam ramion rysunek tam na mlecznej ścianie
po gipsowo żółtych matowym odcieniem
jakby pod powłoką emulsyjnej farby
unoszę cię w palcach z dbałością o suknię
Której fałdy płynniej pośród innych lane
Której fałdy gęściej suwają po siebie
Której fałdy czujesz której wyszczuplają
Której pulchnej pragniesz w oczach ci pływają
setkami kijanek sennych po dekolcie
Podajcie baseny - wzdychają Maurowie
kijkiem ponaglając kijkiem nonszalancko
o kuper lepiony w sierść pustynnych kaczek
ślad płetwami po nich bolerem na piasku
rozkołysani w mgławicach przy garbie
Czy im też się marzy o ławicach złotych
z góry piaskowej wędrujące zbocze
co się przelewa w dekolt pulsowaniem
powoli leniwie o burtę musuje
O jeden dzień w słońcu proszę na Synaju
jeden w Dasht-e Kavīr w pylistym namiocie
O szal dymu czarny chociaż ognisk nie ma
znikąd w dymie płyniesz czółna roztrącając
po drodze mniej senne piersi dziennikarek
Nie szczędziłaś wtedy szminki na policzku
lepkie roześmiane kładąc algorytmy
papierowe trzeszczą w skórze pocałunki
zgłębiając paznokciem przy tym moje ramie
Czy wśród innych mocne ? Szpiczaste rzęsami
niby ćmy skrzydełkiem zataczały plotki
Jaki byłem ślepy na biegnącą patrząc
Okiem otwartym uderzając w szyby
>
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez kup_mi_włoskie_buty dnia Śro 20:18, 29 Sty 2014, w całości zmieniany 3 razy
|
Nie 12:54, 25 Lis 2012 |
|
|
kup_mi_włoskie_buty
Dołączył: 21 Lis 2011
Posty: 91 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
|
Sławomir Różyc. Kroniki portowe. Liryczny poemat szpitalny. |
|
|
Sławomir Różyc. Kroniki portowe.
Komentarz z Rejestru karawan szpitalnych autorstwa
Michała Anioła. Kardiologia.
Światłości się lękam na oścież ulicy
rozwartej życiem za otwartym oknem
lśnienia o chodnik w tej monecie drobnej
co się z słońcem toczy i z młodości krzyczy
w biegłości kroków nieświadome dziecko
za nim na jasnych błyszczących kolanach
przebiega przez jezdnie a na ławce z rana
ten żebrzący pijak piejący z sąsiedztwa
on z błysku butelek z garści niedopałki
przypala w drżących nieporadnych palcach
piwo z szelestem sięga z brudnej siatki
długi łyk pociąga z miną zmartwychwstańca
on boli szelestem i sutym beknięciem
że ma takie zdrowe to pijackie serce
Lubie to. 83. Komentarze. 43.
[b]
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez kup_mi_włoskie_buty dnia Śro 20:43, 29 Sty 2014, w całości zmieniany 3 razy
|
Śro 20:22, 29 Sty 2014 |
|
|
kup_mi_włoskie_buty
Dołączył: 21 Lis 2011
Posty: 91 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
|
Sławomir Różyc. Kroniki portowe. Liryczny poemat szpitalny |
|
|
Sławomir Różyc. Kroniki portowe.
I. Kryzys wieku średniego. III. El Canale Grande. Frottola.
Istnieje subtelność w kodeksach żeglownych
co uchodzi milczkiem w krajalniach szpitalnych
gdy materiał blednąc rozchodzi się niebyt
zwodzi się to ciało Czego z nim nie wolno
( I boskim Martini szprycować cytryny )
W Kapitanacie w dokach Serc bez śruby
( drobne ustępstwo w stronę Pigmaliona
który z nas stateczny w zamożności biegły
czym objawia Mądrość zdaniem siostry Lusi )
Wśród porannych pobrań wpinek do rejestru
z kim na USG portowi piloci ....
Spójrzmy raz pogodniej ! ( z oddziałów sąsiednich
spływa to co tańczyć winno pod skalpelem )
W przyciemnianych gładziach tam na wyszywankach
lnianych nieco sztywnych w intensywne kwiaty
w odcieniach chabrów z kropelką czerwieni
nieco jaśniejszej szepcze do nas ... Kawa ...
Siwym przez korytarz wzdłuż snuje się puklem
smoliste w dzbanku nadymając brzuszki
krągłe na powierzchni pyszniąc cicho szemrze
szkli się ślepkami i ma kolczyk w uchu
Chociaż drzwi domknięte czujesz tego dżina
w nozdrza się wkręca prawie na organkach
skacze po synapsach w banieczkach kolejno
zaklina mahoniem jednym z brzuszków pęka
Co nam po rozsądku gdy Jacobs przybłęda
na barwnym dywanie nas ściele bez czucia
kiedy własny język nieszczęsny posłaniec
aromat jedwabny zaciska na krtani
Stukamy do Lusi - Gdzie nas to zawiedzie ?
Za okno z skarbczyka toczy się Srebrzysty
Chyba wiem gdzie Księżyc – jeszcze trochę myślę
Przez Dzień upychany co dzień za pigułki
We wtorek Pigmalion połatany z zasad
becikiem z nimi w wieku niemowlęcym
zdaje się ściśnięty ale autorytet
dla siostry Lusi dłoń kładąc na piersi
rzecze do niej ... W roku 1364 ...
... Dawno to było morze ledwie nawy
zdołało odróżnić od potworów morskich
choć węże mesyńskie w sutych smukłych kształtach
zimniejsze były od kanciastych galer
Po wodzie srogo stąpała Wenecja
kto ją w cnocie przyjął tam z pewnością Betel
z frachtów kupieckich dźwigała do nieba
a nocą w księżycu niby Atlantyda
świeciła kryształem sznurem w srebrnych maskach
Czy pannie Lusi właściwym się zdaje
być prowadzoną korowodem na bal
wraz z uwolnionymi spod czepka loczkami
a w drugiej parze siostra Karolina ?
Lusiu może Lulu czemu nie Lukrecjo
niech cię nie zwiedzie krój piżamy w prążki
raczej na mundurze kołnierz koronkowy
zechciej dotknąć gardy w sposobnym żelazie
Cichym Płaczem Wdowy bywa nazywane
odkąd z Pisanim starliśmy ich w Anzio
a przyszłe blizny na piersi tamponem
być może jutro określisz na stole
Waltornie tamburyn skrzypce jak dzwoneczki
naturalnie wilgoć obleka nas z wody
ale już z kawiarni aromat kosmiczny
ale nam nie wolno, chociaż ? Figlem małym ?
( Kawy odrobinę ! Kaffy ze śmietanką !
Wspomóż wyobraźnie Mesopanditisso ... )
Była tam contessa z domu Della Scala
( Inaczej nie umiał dobrze że nie żona )
I tak nam się Tybalt przemieniał w Merkucja
My za nim troskliwie bezszelestni lekcy
malagi na stolik w srebrze i w kasztankach
ukradkiem z rękawa sypały się mamby
każdy z nas dyskretny i szczodry jak Merlin
I jak Marco Polo każdy świat opłynąć
mógł nie amatorsko ale tysiąc razy
z Lusi dłonią ciepłą z Sylwii paluszkami
krzepiąc płeć w fotelu substancją magiczną
poprzez serpentyny przez powodzie świeczek
będzie to możliwe ? Gdyby naparsteczek ?
Czar długo nas wodził tryskał w świetlnych racach
przy skroniach Lukrecji z błyskiem pióro pawie
ale Cyt ! o tym nie uchybić damom
dłonie się jeszcze w dłoniach kołysały
Cisi mruczący z ciepłym dżinem błodzy
biedząc się nad dożą nad zdradą contessy
zmierzchający Betel pośród chciejstw Genui
z słońcem klingi gasił w El Canale Grande
5 lipca 2012.
>
[/b]
Post został pochwalony 0 razy
|
Śro 20:41, 29 Sty 2014 |
|
|
kup_mi_włoskie_buty
Dołączył: 21 Lis 2011
Posty: 91 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
|
Sławomir Różyc. Kroniki portowe. Liryczny poemat szpitalny |
|
|
Kroniki portowe. Liryczny poemat szpitalny
Komentarz z dziennika okrętowego. Berenika 1364.
Jeśli w zmierzch z Maggiore mój oprawny żagiel
stawiałem łuk kreśląc to przecież z czerwienią
mleczem nazbyt żółtym w grzywy fali białej
sykiem słońc lipcowych krąg tarczy rumieniąc
ciemniejąc na wodzie z lanc morskiej latarni
mam żagiel cynkować wiatr po maszcie strzępić
jak sztylet w jej oczach po szybach kawiarni
warkocz po orbitach ostrą pik krawędzią
z bosą tnie łatwością saraband z igliwia
kogo lepkim w igły końcem stopy godzi ?
pochwycona w kostce już rozkłada skrzydła
w dłoniach czyich krojczych pojękując dźwięczniej
balkon genueńskim krzyżem piersi zdobi
Po to dom jej wzniosłem w gwiazd narzeczu Szczęście ?
Lubie to. 123. Komentarze 51.
Post został pochwalony 0 razy
|
Śro 20:48, 29 Sty 2014 |
|
|
kup_mi_włoskie_buty
Dołączył: 21 Lis 2011
Posty: 91 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
|
Sławomir Różyc. Kroniki portowe. Liryczny poemat szpitalny |
|
|
Sławomir Różyc. Kroniki portowe I. Kryzys wieku średniego
IV. O badaniu EKG i dzwonach św. Franciszka w Sienie.
Posłuchaj siostro o małej ćmie w chmielu
Posłuchaj wpatrzona w kreskę na ekranie
Ciepłym mi rysuje świat pod powiekami
Rytm serca wznosi z lotnią popielatą
A impulsem znacząc żywe za rzęsami
Po drucie pnący gęsty chmiel się puszy
W pięcioliniach pulsu spada oprzędnica
Już czułkami szyszki zlicza po czuprynach
W motylich gildiach jest z materii pieszej
Puchatym knechtem w tarcze obwieszonym
Stworzonym z tym wdziękiem pilnym rzemieślnikiem
Któremu karmaniol odmówiono stopom
Ale i on przecież u początków w liściach
W radosnym zachwycie bywał podwieszony
Kiedy puls się wznosi ćma z trudem po sobie
Wachlując wiosłami z skrzypem pióra składa
I ona żeglarzem brzegiem zgrzebnej szaty
W naciągach oddechu z bólem pnie się w górę
Wśród naciągów w chmielu roztańczona w drutach
Jej smukła figurka obleczona w habit
A świat co ranek mijany w pośpiechu
Tak zachłannie chciany że w wiosennych strugach
Błyskiem nam magnezji kiedy mocne dłonie
Przez ciało jak szpady pędy dzikie wino
Dziwnymi zmarszczkami ustala po twarzy
Z pędów wokół oczu rozrasta się drzewo
Ale ciemne wody zawsze pod korzenie
Tak wyglądamy kiedy po nas piasek
Podmywa rzeka z policzków usuwa
I czas jedyny nagina jabłonią
Liście zielone rosną w nas do środka
Każdego ranka słyszę apokryfy
Człowiek jest światem który się przemieszcza
Posłuchaj magister biała przed ekranem
Rzadko się zdarza by świat ująć w ręce
Kiedy upada i ujść z nim przed sobą
Każdego ranka obnażam korzenie
Co w dłoni dziecka niegdyś nierozważnej
Na ćmie chwytanej pyłkiem palce mażąc
Po jej płóciennej tęsknocie do światła
Bez znaczenia była zmierzchem w tym wspomnieniu
Tam gdzie nadal lekko nam w podskokach zdrowo
Powróci - Wierzymy ! - z istniejącej strony
Powraca stoimy w pasiastych szlafrokach
Jak ćmy watowani w barkach wśród bieganin
Sztywni Omijani Przyprószeni mąką
Bliscy obłędu wierzący w proporcje
Istoty spisanej kosmicznym okręgiem
W wypadach na OIOM po karty szczęśliwych
Pewnej bizneswoman uciętej przez pszczołę
Pewnego idioty który szarpał żonę
Wytrzeźwiał i z łóżka gdzieś zniknął z cewnikiem
Data rozmaz tętno morfologia moczu
Czas składa wartości w kod elementarny
Wystarczy chore zamienić w wspomnieniach
Musi być to miejsce na granicy światów
Futerał po flecie w pustej szafce Ciemko
O tym ci mówimy co dzień drżeniem dłoni
Wstrzymanym oddechem tutaj na leżance
Wkrótce dwunasta i na msze uderzą
W naszych obliczeniach w dalekiej Toskanii
Małą w futerale do piersi przyłożę
Chłopiec z sandała znów wytrząsa kamyk
I widzieć będziesz równe bicie dzwonu
Post został pochwalony 0 razy
|
Śro 20:21, 05 Lut 2014 |
|
|
kup_mi_włoskie_buty
Dołączył: 21 Lis 2011
Posty: 91 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
|
Sławomir Różyc. Kroniki portowe. Liryczny poemat szpitalny |
|
|
Sławomir Różyc. Kroniki portowe I. Kryzys wieku średniego
Komentarz z dziennika okrętowego. Szklane pawilony
niech kropla ogrodu znów wyrówna tętno
pień naszego Domu wpisany w czworobok
nim weneckich stiuków w hallu dotkniesz ręką
stań w spłachciu hortensji najpierw granatowo
pnie się dereń kredą pod magnolie różem
a my przed deszczem w świat okien zielonych
z śmiechem wokół baszty szklane pawilony
gdzie ogrodu wachlarz po ścianach tonsurę
gęstością hortensji kładzie na niebiesko
gdzie kreacje z kukieł w figlach przymierzałaś
piszcząc w gołych bojach w sukni Manon Lescaut
biodrami w egipskich sennych przeginaniach
wleczone po ustach winem powolutku
gdy z nami sypiały twe pantofle w łóżku
Post został pochwalony 0 razy
|
Śro 20:55, 05 Lut 2014 |
|
|
kup_mi_włoskie_buty
Dołączył: 21 Lis 2011
Posty: 91 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
|
Sławomir Różyc. Kroniki portowe. Liryczny poemat szpitalny |
|
|
Sławomir Różyc. Kroniki portowe. II. Kolchida.
I. Wspólne modlitwy ze św. Sebastianem. Perła.
mięciutkie twarze mamy jak w wafelkach
śmietankowe kulki choć słońca niewiele
mysi powszedni już lat nie dźwigamy
choć włosy po nas czarne rude siwe
a co czujemy jaki w nas zakalec
gdy wspominając obracasz w kobietach
jak w dłoniach księdza spocony różaniec
każdą z nich pestkę w szkarłacie arbuza
a w to wgłębienie na zasłanym łóżku
gdzie zwykle słucha nas młody księżulo
opada Sebastian chwilę przed zaśnięciem
czerwieniąc małże tak jakby do drzewa
przybity palce wkłada w owoc rany
i o to tchnienie rozumiemy więcej
Post został pochwalony 0 razy
|
Czw 6:07, 06 Lut 2014 |
|
|
kup_mi_włoskie_buty
Dołączył: 21 Lis 2011
Posty: 91 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
|
Sławomir Różyc. Kroniki portowe. Liryczny poemat szpitalny |
|
|
Sławomir Różyc. Kroniki Portowe II. Kolchida.
II. Studium palety barw Jacopo Tintoretta.
o wpół do pierwszej gęstnieje firmament
dotyka nas z okna długie światła z jezdni
rześko im po deszczu ścigają ostrzami
srebrząc po ścianach smuklej nocy rzęsy
a jeśli z którąś w pociemniałej szybie
splecie ramiona ponad granat włosów
Noc wyczekująca pantofelkiem zgrabnym
na wczesne skrzypiec takty wśród saraband
ruszy bezszelestnie lekko z nią na piersi
czuję suniesz nocy pod dłonią Jacopo
malowana w czerniach jak on by pociągnął
wyniosła w fiszbinach reflektorów lśniąca
wyciągnąć ręce byś z krążeniem ciepło
wzeszła mi po dłoniach infantko Cornaro
miękko cie doczekać w słońcu nieco w atłas
otuloną w szmatki wśród cytrusów z Cypru
o wpół do pierwszej bywam mniej ułański
bez notebooka giełdy w piżamie na spusty
zasłuchany w ciszę jak księżyc bez siodła
jak siostra Lukrecja puszczona na popas
cicho z korytarza w przyciemnianych bielach
światła z aut jej kibić kreślą szpady szybko
cień piersi po łóżkach przepływa gondolą
z trzeszczeniem wioseł zapach włosów za nią
czy znajdzie fiolet w poobiednich oczach
czy pisk przywoławczo nie przechodzi w dotyk
pośród nieruchomych węgierek na łóżkach
nie domknie dzisiaj powieki palcami
jeśli rzeczywistość okolić spojrzeniem
gdzie dzieci rankiem z chusteczką na głowie
spieszą z łopatkami krzepione przez babcie
masywniejszy zamek od innych zbudować
my jak jastrzębie na tej z żywych planet
zmierzchem jak ręczniki nie zebrane z plaży
głośni pod księżycem w optyce oszczędnej
na ile jej starczy zza okiennej ramy
dalej nad swym Cyprem ponad gorzkim morzem
wcześniej zaradniejsi choć bezradni z czasem
dalej nad rozsądek w czerninach oddechu
bo księżyc nad nami wyżej tapla fiolet
umrzesz jeśli życia nie pochwycisz w szpony
sztywne z towarzystw zlecą się anioły
zawrócą sprzed redy zgodnie z pogróżkami
abyś smakował dobrodziejstwo polis
zmilkniesz mi ubędziesz w groszku bez ogonka
który porzuciłem w trwodze pod łopatką
o tym nasze baśnie zagrzebane w piasku
kto pod sierpem nocy wyschniętą jaszczurką
wczoraj mi szeptały nasenne panienki
odkładane z spodka co dzień pod poduszkę
w skafandrach perłowych powlekane krągło
o jakimś wyborze – me damy w lateksie
bo kto czytać będzie i czy z geometrii
polubi okręgi wykreślać w przyszłości
słowem może cyrklem wyznaczając przestrzeń
o tym Czarnym kącie zwykle milczy okrąg
maczkiem ci to skrobię o życiu z dystansem
jaki wobec siebie ma osoba światła
abyś po upadku jeszcze wierzył w słowa
jak stroiłem dąsy gdy inni upadli
źle mi tu i obco moja przedsiębiorczość
nie potrafi tupnąć szpitalnej pańszczyźnie
szczypie siostrę Sylwię odmawiam kompotu
z nudów wymyśliłem badania gastryczne
Post został pochwalony 0 razy
|
Sob 16:00, 08 Lut 2014 |
|
|
kup_mi_włoskie_buty
Dołączył: 21 Lis 2011
Posty: 91 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
|
Sławomir Różyc. Kroniki portowe. Liryczny poemat szpitalny |
|
|
Sławomir Różyc. Kroniki Portowe II. Kolchida.
III. Nocne rozmowy z Królem Olch.
Czas po korytarzach wodzi nas na wózkach
aluminiowych sennych mija z wdziękiem
Kim jesteś ? - pyta - Przestałem odczuwać
Jakbym drzwi zamykał jakbym życia więcej
- Podkradał Ciszy ?
Wygodnie. Od środka
- Co robi Michał ? Słyszę skrzyp ołówka
Rysuje twarze
On mnie nie dopuszcza
Rozwiesza twarze bez nakrycia głowy
jakie zasiedlały na tej sali łóżka
Usta mówiące nozdrza rozświetlone
cieniem w tych bielach na kości jarzmowej
- Szkicuje profilem ? Nie kryguj się ze mną !
Bo jesteś Ciszą w czepku z jakimś paskiem ?
Kinkietem Nie wchodzić nad salą przeszczepów
Michał wtedy mówi Ktoś będzie szczęśliwcem
A ja nieszczęściem ciała bez osoby
Światłem powiedziałeś co to za sakwojaż ?
- Słońcem promyczkiem jednym z waszych dawców
Post został pochwalony 0 razy
|
Sob 18:59, 08 Lut 2014 |
|
|
kup_mi_włoskie_buty
Dołączył: 21 Lis 2011
Posty: 91 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
|
Sławomir Różyc. Kroniki portowe. Liryczny poemat szpitalny |
|
|
Sławomir Różyc. Kroniki Portowe II. Kolchida.
IV. Kaplica szpitalna.
Jednym z piękniejszych jest nasz Bóg szpitalny
chociaż z bólem uszu w tych ciągłych przeciągach
w kapciach nazbyt cienkich na awarie w windzie
kiedy ona rusza to skrzeczą demony
mówią o Nim umarł bo kocha rybaków
mówimy poczeka bo niezły z religii
w mszalnej szafce księdza w ciszy z laminatu
przy białym obrusie w Piśmie jakby mniejszym
w miękkich okładkach gdzież mu do premiera
ten sumienia zbawia humorem z kreskówek
Ojciec nam światełkiem z peronu Pod Cierniem
a tam pulpit krzesła prawie jak w przedszkolu
swoje trudne dzieci w trudny elementarz
aby znać Początek prowadzi przez koniec
Post został pochwalony 0 razy
|
Sob 20:50, 08 Lut 2014 |
|
|
kup_mi_włoskie_buty
Dołączył: 21 Lis 2011
Posty: 91 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
|
Sławomir Różyc. Kroniki portowe. Liryczny poemat szpitalny |
|
|
Sławomir Różyc. Kroniki portowe
II. Kolchida. V. Ooo Papusza ...
Powiedzcie mi skrzypce po sprężystych trawach
do dłoni przyległe z lipowej gałęzi
iskrą utoczone żeby za taborem
z bazylik za sercem cienko pośpieszały
w noc uniesione jako Rom zadziera
aby smykiem w chmurach wiatry poprzypinać
jest krew są oczy warzywa w kociołku
za tobą biegnące łydko wśród wrzosowisk
bo za tym smykiem po wierzchu jest szelest
jabłoniami miększy ten z zieleń modrzewia
a myszki pod spodem wciąż pyszczki smuklejsze
krzywo smykiem ciągniesz to o ranku siwe
Oj ! drylujcie struny k nam w śliwach wysoko
może ktoś ich czeka o ciszy niewolnej
daj oddech po piersi struchlałej przez okno
przez jęzor płomieni z sykiem żeglowanie
przez stopy bose w popiele tamburyn
umierał lekce wątle podzwaniały
jeszcze raz po strunach podbródek chowając
po kołnierzu blado jego narzeczona
i Śmierć nie pragnie być sama za kosą
wysoko tkliwie przez szczygła gardziele
niech się to nam księga w atłasach otworzy
kiedy już nie dla nas marzenia w reklamach
acz wiosenny napar wprost z szklanki wysoko
aby kroplą wódki mogiły wyszczerbić
niech one potem wciąż migając obok
szepczą imiona po butlach świeczkami
że pamiętał w tęczach kotylionem tabor
po mnie Przyrzeczona stoi sutkiem krzycząc bladym
przy tobie dziewczęta o nietkniętych piersiach
sypiąc je po piasku płaczące tańczyły
jak wyśpiewać imię twoje na rozstajach
kiedyś syty wołał tłuszcz zlizywał z wargi
komu rozdać dobroć kiedy życie krótkie
pędziłoś wplecione bzami przez paciorki
przez mleczy rozety jako Cie wysłowić
Kim jesteś ? nie słyszę a w ostatnią wiosnę ...
zostaną po nas te knowali dzwonki
Śpiewaj póki możesz śpiewaj bracie Głośniej !
Imoina spisane wartko w romskich skrzypcach
Post został pochwalony 0 razy
|
Nie 6:05, 09 Lut 2014 |
|
|
kup_mi_włoskie_buty
Dołączył: 21 Lis 2011
Posty: 91 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
|
Sławomir Różyc. Kroniki portowe. Liryczny poemat szpitalny |
|
|
Sławomir Różyc. Kroniki portowe
II. Kolchida. VI. Dwudziesty koncert fortepianowy
Stroić nam trzeba brzeg bolesnej nuty
w kłosach ze złota co sypie się w rany
co dźwiękiem w piersi i skórę otworzą
otwarty palcami j Mozart w zimną ścianę
cichutkie skrzypce nutki jak fasolki
turlane po skorce jeszcze się otworzą
pnączami lekko prosto po klawiszach
i będziesz jaskrem i będziesz sumieniem
to będzie trudne dzięcz im
znają prawdę
Post został pochwalony 0 razy
|
Nie 6:07, 09 Lut 2014 |
|
|
kup_mi_włoskie_buty
Dołączył: 21 Lis 2011
Posty: 91 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
|
Sławomir Różyc. Kroniki portowe. Liryczny poemat szpitalny |
|
|
Sławomir Różyc. Kroniki portowe. II Kolchida
Komentarz z dziennika okrętowego. Ela karowa.
pasł bezruch złudzenie światłem elektrycznym
rysy w wieczór długi w twarde kruki chyże
cień dłoni przejmował czarnymi dziobami
kolejny pasjans już Michał wykłada
czas minionych królów nazwał po imieniu
który z nich nas przetrwa w swym płaszczu sobolim
kruszec ich korony z mosiądzu ulany
choć nadal dworakom mowy brzęczą złotem
damy barw nie tracą pośród nich karowa
bo też wiotką z talii rozkładając ciepło
zaciekawiał siostry one zaś listownie
sprawiły wizytę siląc niespodziankę
radził doktor Wilczur składając stetoskop
- Trzeba mu odmiany w te dni najtrudniejsze
Post został pochwalony 0 razy
|
Nie 10:44, 09 Lut 2014 |
|
|
|
|
Idź do strony 1, 2 Następny
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa). Obecny czas to Nie 3:31, 19 Maj 2024
|
|
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB: © 2001, 2002 phpBB
Group |